Wojciech Olejniczak Wojciech Olejniczak
915
BLOG

Leszek Miller źle zaczyna

Wojciech Olejniczak Wojciech Olejniczak Polityka Obserwuj notkę 11

Leszek Miller zawsze będzie kojarzył się z pewnym bon motem. Pozostając w jego poetyce muszę z przykrością stwierdzić, że Miller swoją nową przygodę z Sejmem rozpoczyna bardzo źle.

Zamiast skupić się na przyszłości, na odbudowie programowej lewicy, ciągle wraca do przeszłości. Nie chce zauważyć, że wyborcy pokazali nam, gdzie mają nasze spory o przeszłość.

Jeśli jednak chce rozmowy o przeszłości to nie unikam jej. W 2005 roku przejąłem partię pogrążoną w kryzysie. Kryzysie będącym skutkiem błędów politycznych Leszka Millera. Wielu komentatorów mówiło wówczas, że historyczna misja SLD się wyczerpała. Byłem odmiennego zdania. W 2005 roku zdobyliśmy w wyborach do Sejmu 11,3 proc głosów i 55 mandatów. Dwa razy więcej niż obecnie. W warunkach co najmniej dwa razy trudniejszych.

Do wyborów w 2005 roku poszło odmienione SLD. Nie wszyscy znaleźli się na listach. Nie była to jednak decyzja moja, lecz wszystkich władz statutowych SLD. Historyczni liderzy Sojuszu dostali możliwość startu do Senatu, jedni poddali się weryfikacji wyborców, drudzy z tej propozycji nie skorzystali.

Decyzje podejmowane w 2005 roku były dramatyczne. Skutkowały jednak sukcesem. Nie przeszkodził nam nawet potężny cios, jakim było wycofanie się Włodzimierza Cimoszewicza z wyborów prezydenckich.

W 2007 roku, gdy widmo IV RP stawało się rzeczywistością, poszliśmy do wyborów szerokim frontem. 13,15 proc. i 53 posłów. Moi krytycy wskazywali, że nie wszyscy noszą legitymację Sojuszu w kieszeni. Tak było. Wszyscy posłowie byli jednak wartościowymi ludźmi. A tych z legitymacją przed czterema laty i tak było więcej w Sejmie niż obecnie.  Dzisiejsza sytuacja zmusza do refleksji nad wczorajszymi sądami.

Przy ustalaniu list wyborczych solidarność jest ważna niezależnie od okoliczności. Mogę tylko ubolewać nad tym, że tej solidarności zabrakło nam w 2011 roku. Wiele wartościowych osób nie znalazło się na listach. Wielu dostało miejsca poniżej swoich kwalifikacji.

Panie Premierze, zarzuca mi Pan, że ponoszę w równym stopniu co Grzegorz Napieralski winę za kryzys SLD. O tym, kto kryzys prokurował, a kto z niego partię wyciągał, pisałem wyżej. Dajmy jednak temu spokój. Istotniejsze jest to, że dzisiaj bezsprzecznie jesteśmy w kryzysie. Koncepcja polityczna Grzegorza Napieralskiego zbankrutowała. Do ostatnich godzin popierał Pan tę linię programową. Był Pan jednym z najważniejszych doradców przewodniczącego. Dlatego zgadzam się, że wina za obecny kryzys spada nie tylko na Napieralskiego.

Nie rozdrapujmy jednak przeszłości. Nawet tej niedawnej. Zaczynamy budować wzajemne zaufanie. Jestem gotowy na otwartą współpracę i czekam na szczere zaangażowanie innych. Ja z nikim nie walczę. Ja walczę o dobro lewicy i realizację naszego programu. Nie ma grupy Olejniczaka. Jest jedno SLD. Na lewicy jest miejsce dla wszystkich liderów: dla Leszka Millera, Aleksandra Kwaśniewskiego, Grzegorza Napieralskiego, Włodzimierza Cimoszewicza,  Józefa Oleksego, Katarzyny Piekarskiej, że wymienię tylko kilka osób. Jest miejsce dla nowego pokolenia polityków: Tomasza Garbowskiego, Artura Ostrowskiego, czy Tomasza Kality i wielu, wielu innych. Zwyciężymy tylko, gdy będziemy drużyną.

Wierzę w polityczny sukces SLD. Aby tak się stało nowy przewodniczący musi mieć pełne wsparcie ze strony wszystkich liderów Sojuszu.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka